A mojemu jednak coś zostało z tych 15 minut raz w tygodniu. Czasem mnie zaskakuje jak idziemy i coś nagle wypali po angielsku, np. to jest tree. Zna też większość kolorów (czasem mu się mylą), nazw zwierząt (też ostatnio jedziemy autem, widzi konia i mówi "hor" - co mężowi od razu jednoznacznie się skojarzyło
), liczenie do 10. itp. Czasem coś podśpiewuje po angielsku. Nawet to, że się z tym osłuchuje to już moim zdaniem coś. Wiadomo, że jak ktoś chce się faktycznie uczyć to to jest fikcja, ale takie małe dzieci to chyba mają się bawić, a nie uczyć. Teraz jako trzylatek ma mieć codziennie po 20 min, a w piątki dodatkowo 0,5h śpiewanie i zabawy po angielsku. Pewnie niedługo będzie lepiej nawijał niż ja